piątek, 31 października 2014

Part 32

***Nat***

Nie miałam pojęcia co się dzieje, Harry wybiegł z Doną na rękach jakby się paliło. Louis nie pozwolił mi do niej iść, choć El tam póścił. Przyszła wzięła ze stołu talerz z naleśnikiem i szklankę soku pomarańczowego i wróciła do mojej przyjaciółki.
- Louis, co jej jest?
- Donie? - zapytał udając głupiego.
- Tak...
- Nic.
- Nie kłam.
- Nie kłamię, nic jej nie jest.
- Kłamiesz. Powiedz mi.
- Nic, źle się poczuła. To normalne u młodych. Jedz - powiedział spokojnie podając mi sok. Popatrzyłam na Niall'a ale był równie zdezorientowany co ja. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Zjadłam spokojnie śniadanie i popatrzyłam na Pezz szukając u niej wsparcia.
- Nat, pójdziesz ze mną na uczelnie?
- Ja... Mam ją zostawić?
- Spokojnie, oni się nią zajmą. I tak nas tam nie wpuszczą - szepnęła.
- Ale ojciec, muszę dziś wrócić do domu.
- Nat ja muszę pojechać tylko na dwie godziny. Przed obiadem będziesz spowrotem z Horanem. Dan ma dziś test a El zostanie z nią w domu. A potrzebuje pomocy z balem. No proszę.
- Dobra - szepnęłam, zastanawiałam się dla czego tak bardzo nie lubi Dony. Przecież nawet jej nie znała.
- Dziękuję.
- Ale...
- Ale... Co? - zapytała.
- Perrie jak to było ze śmiercią mojej mamy - szepnęłam i poczułam jak Niall splata nasze palce.
- Powiedział ci - szepnęła - sama nie wiem jak się tam wtedy znalazłam. To był przypadek. Widziałam ten wypadek, chciałam pomóc ofiarą ale nie dałam rady. Do twojej mamy podbiegłam jako do pierwszej ale ona już nie żyła, przeszło mi przez myśl by ją przemienić ale potem uzmysłowiłam sobie że gdyby tak przemieiać każdego to na świecie były by tylko wampiry. Poza tym przemienić osobę martwą nie jest tak łatwo. Mogłam jej podać moją krew i dać kilka dni życia, ale wtedy zobaczyłam że ma córkę i uzmysłowiłam sobie że dawać wam kilka dni nadzieji to chamstwo. Ona by wyglądała jakby miała z tego wyjść a potem... A potem po prostu by odeszła. Sprawdziłam innych. W większości żyli, nawet ten który spowodował wypadek - szepnęła a mi się przypomniało że policjant mówił że za równo on jak i moja mama zginęli na miejscu - uważałam że to nie fair że odebrał życie twojej mamie a sam wyjdzie z małym zadrapaniem. Zrobiłam więc tak by wszyscy myśleli że rozbijająca się szyba przebiła mu szyję i trkań... Więc zginął. Innym pomogłam, popraiwłam ich pozycje by przeżyli lub rozbiłam szyby by mieli powietrze. Potem gdy wiedziałam że pogotowie jest minute drogi od wypadku to uciekłam. Ale...
- Ale...
- To zdjęcie w samochodzie twojej mamy, byłaś na nim ty i twój ojciec. Pobiegłam do was do domu, zapamiętałam go z dowodu który leżał na fotelu pasażera. Chwile po mnie przybyli policjanci. Gdy mówili że twoja mama nie żyje, byłaś taka załamana. Taka smutna, sprawiłam że poczułaś się odrobinę lepiej. Nie całkiem, ale troszkę podniosłam cię na duchu. Wspierałam cię jeszcze kilka dni przed i po pogrzebie a potem powoli pozwoliłam ci samej panować nad uczuciami i odeszłam. Sądziłam że robie dobrze. Przypominałaś mi mnie. Moja mama też umarła. Chciałam ci pomóc.
- D-dziękuję - mocno przytuliłam dziewczynę.
- Nie jesteś zła?
- Nie. Na początku troszkę byłam. Ale rozumiem. Dziękuję - szepnęłam - chodźmy się ubrać.
- Okej - szepnęła Pezz i poszła ze mną do szafy, oczywiście jej szafy. Ona założyła krótkie spodenki, bluzkę z NIRVANY i bezrękawnik a do tego żółte vansy. Ja wybrałam shorty, t-shirt i łososiowe vansy. Obie zrobiłyśmy sobie mocny ale nie za bradzo make-up.
- Wow - szepnął Zayn - ślicznie wyglądacie - objął Perrie w pasie - uważaj kochanie. Jeśli ktoś.
- Zayn wiem, ale nie znajdą nas. Poza tym to nie u nas się stało więc będą tu przejazdem.
- Co nie u nas się stało? - zapytałam.
- Policja krąży po miasteczku, zwykła i kryminalna. Boje się że będziemy się musieli stąd wynieść.
- Czeee... Dona?
- Tak, najwyraźniej ktoś zaczął jej szukać. Przypuszczam że rodzina, on by się nią nie zainteresował bo dopóki my nie wetkniemy nosa w jego sprawy on nie zrobi afery o to że ją przemieniliśmy gdy on próbował ją zabić.
- Ale... Ile będzie się musiała ukrywać? Jest dorosła, może po prostu chciała uciec od nienormalnej rodziny! - krzyknęłam.
- Spokojnie, oni na pewno będą chcieli z tobą gadać bo jesteście przyjaciółkami. Lepiej nie...
- Lepiej nie mówić że tu byłam.
- Nie, nie o to chodzi. I tak tu przyjdą. Lepiej się tak przy nich nie denerwuj - zaśmiali się oboje - gdy Dona będzie w stanie stać z ludźmi w jednym pomieszczeniu Harry zabierze ją do domu a ona im powie że jest szczęśliwa i wyjeżdża. Gdzieś. I będzie spokój. Tylko trzeba przeżyć ten czas dopóki nie jest wstanie.
Nie chciałam pytać ile to potrwa, przypuszczałam że będzie to bardzo osobiste i każdy przeżywa to inaczej.

niedziela, 19 października 2014

Part 31

***Harry***
- Dona ja wiem że możesz nie chcieć być tutaj ale...
- Harry ja chętnie tu zostanę tylko nie chce wam wchodzić w życie z butami...
- Weź się uspokój bo już powiedzieliśmy że my cię tu chcemy a panem "ja tu jestem najważniejszy" się nie przejmuj - szepnęłem i złączyłem nasze wargi a w moim brzuchu zwariowały motyle, choć nigdy wcześniej z żadną inną dziewczyną się tak nie działo - a teraz idziemy na śniadanie maluszku.
- Yhym. Tylko daj mi kilka minut wezmę prysznic.
Gdy ona poszła do łazienki ją wyszedłem z pokoju, przez przypadek natknąłem się na rozmowę Naty, martwiącą się o mojego aniołka gdy już wyjaśniłem sobie kilka rzeczy z nią wróciłem do pokoju. Dona leżała na łóżku ubrana w asymeteryczną miętową sukienkę i czarne baleriny.
- Piękna nie za dobrze ci?
- Nie a gdzie pan był panie bestia?
- Rozmawiałem z Naty. Bardzo się o ciebie martwi.
- Kocie myślisz że czemu nic nie wiedziała o moim życiu? Dlatego że ona uważa iż jestem święta i tu się bardzo myli.
- Dlaczego pozwalasz jej żyć w tym kłamstwie?
- A teraz to coś zmieni? Nie bo jestem wampirem.
- Dona....
- Styles idziemy na to śniadanie czy nie??
- Tak, ale potem o tym porozmawiamy.
- Skoro musimy - szepnęła i wyszła z pokoju, zastanawiało mnie dla czego oszukiwałą swoją przyjaciółkę i właściwie dla czego wpadła w takie życie. Bycie człowiekiem "pokarmem" wampirów nie jest jakąś zajebistą rzeczą, boli i wyniszcza. Ona też powiedziała że to ją wyniszczało więc dla czego?! Co się kurwa musiało dziać w jej domu że się na to zgadzała...Cały czas się nad tym zastanawiałem, nad tym i nad tym czy czyta mi w myślach.
Gdy zeszliśmy do kuchni to większość była już na dole, brakowało Lux, Louis'y i Danielle.
- Hej wszystkim - powiedziała Lou wchodząc ze swoją córeczką na rękach.
- Wujek - mała umiała "latać" nie tak jak ja czy inni i tak się nigdy nie nauczy ale tak jak wiele wampirów pokonywała duże odległości jednym skokiem. Tak więc jednym skokiem wylądowała w moich ramionach, na szczęście Dona odsunęła się w samą porę - to nowa ciocia o której mówiła mama? - zapytała, może i wyglądała na 4 lata ale miała by już 8. Właściwie zastanawiałem się jak się będzie czuć gdy będzie mieć 20 i będzie tkwiła w ciele czterolatki. To na pewno był jeden z powodów dla których nie można było zamieniać osoby poniżej 15 roku życia, z powodu depresji która mogła nastąpić później.
- Tak - odpowiedziałem i posadziłem ją na jej specjalnym krześle - masz być dla niej miła. I nie gryź jej.
- Naty nie moge. Jej nie moge. Jesteście okropni - udałą focha, wiedziałem że dla niej Dona pachnie jeszcze człowiekiem, wiedziałem też że będzie się to przez najbliższy miesiąc lub dwa codziennie zmieniać.
- Też cię kochamy - zaśmiałem się i pomogłem dziewczyną zastawić stół. Po piętnastu minutach zobaczyłem że z Doną jest coś nie tak, Perrie która traktowała ją z dystansem też to zauważyła a razem z nią Eleanor.
- Co się dzieje? - zapytaliśmy w trójkę w tym samym momencie patrząc na nią.
- Nic - próbowała kłamać, może i była świetnym kłamcą ale miałem wrażenie że coś ją boli, u młodych się to zdarzało. Bolało ich gardło gdy jedli, pulsowało miejsce ugryzienia lub po prostu żołądek domagał się krwi nie chcąc przyjmować innego jedzenia co powodowało bardzo bolesne bóle brzucha.
- Nie kłam - mój i Naty głos załamał się gdy powiedzieliśmy te słowa.
- Nie kłamię.
- Dona, jesteś świetnym kłamcą ale...
- Boli cię brzuch, wyglądasz jak Louisa która nie mogła przez rok jeść niczego innego niż krew bo bolał ją brzuch, spotkałem się z tym bólem u pięciu innych osób i zawsze wyglądają tak samo. Zayn przynieś krew - szepnął Lou ale Dona złapała Zayn'a za rękę.
- Nie boli mnie brzuch - szepnęła a El złapała ją w ostatnim momencie.
- Kurwa - w sekundzie ja i Lou byliśmy obok niej. Zastanawiałem się czy martwi się o nią czy tylko o to że będzie musiał się tłumaczyć radzie z śmierci młodego wampira.
- Potrzebujesz krwi. Nie możesz tego jeść. Teraz jestem pewien - stwierdził.
- To nie brzuch. Głowa - szepnęła i chwyciła się za nią - przedtem było ciszej - prawie płakała. Ja, Lou i El zrozumieliśmy. Ona nie umiała się wyłączyć na myśli. Czytać ludzią w myślach potrafiliśmy tu wszyscy z wyjątkiem Louis'y, Lux i Paula. Ale wampirom, to umiało 6-7 wampirów na świecie.
- Kurwa - szepnęła Eli - jak mogliśmy o tym nie pomyśleć - szybko wziąłem ją na ręce i pobiegłem do naszej sypialni. Wiedziałem że brunetka weszła za mną zamykając drzwi.
- Przepraszam kochanie - szepnąłem - nie będzie tak zawsze.
- Teraz co. Teraz tu będę cały czas siedzieć? - o mal się nie rozpłakała.
- Nie. Nauczę cię wyłączania się na myśli - powiedziała El siadając obok - to nie trudne i zajmie nam najwyżej kilka godzin. Ale musi ci minąć ból. Co chcesz jeść?
- Obojętne... - szepnęła dziewczyna i wtuliła się we mnie.